niedziela, 26 stycznia 2014

Statuetka 1/7 Yami Marik od Kotobukiya

No także tego... Teraz będzie coś pięknego, cudownego, olśniewającego, karcianego...



YAMI MARIK~!
Cudowny bóg karcianek przybył do mnie wraz z nowym rokiem. Zaczęłam sobie przypominać serię Yu-gi-oh, kiedy tu patrzę i robią jego figurkę! Postanowiłam ją zagranąć i pewnego cudownego dnia Ishy oznajmiła mi, że już go mają. No to hopla i zamawiamy~! Później byłam go odebrać wraz z Ishy z poczty. Wielka paczka z Japonii, a w niej wielkie pudło z Marikiem... No ale... Zaczynajmy. :3








Dobra. Yami Marik jest to złe wcielenie Marika, jego druga osobowość stworzona z nienawiści i bólu Ishtara. Jego celem jest zabicie Odiona, który jest przyrodnim bratem Marika, ponieważ tylko on ogranicza Yamiego. Sama postać ujawnia się dopiero wtedy, gdy Odion mdleje, co daje mu pełną swobode do zapanowania nad ciałem Marika. A co dalej? Próbuje zniszczyć wszystko i wszystkich za pomocą Milenijnego Przedmiotu. Ale za to go kochamy.


Marik posiada dwie wymienne twarzyczki, jedną dodatkową rękę wraz z dłonią, w której może trzymać karty, oraz Milenijny Przedmiot. Dostałam z nim również bryloczek z Milenijną Różdżką.
Już na wstępię zostałam pozytywnie zaskoczona. Pudełko, w którym znajduje się figurka jest cudowne.




Pudło jest piękne. Z przodu, gdzie widać figurkę, jest mała podobizna Yami Marika z anime. Na jednej ze stron jest rozrysowana cała figurka i możliwe pozy, zaś na dwóch pozostałych ściankach mamy wyciętą Milenijną Różdżkę. No coś pięknego. Interesuje mnie bardzo pudełko normalnego Marika...

Marik rozłożony na czynniki pierwsze
Teraz przejdźmy do figurki. Jej wykonanie jest bardzo dobre. Malowanie oddaje każdy detal Marika. Farba nigdzie nie wyjeżdża, nawet na bransoletach na rękach, czy pasku od spodni. Łańcuszek na pelerynie również nie ma skaz. Może oko na jego czole... Ale to i tak są niewielkie wyjazdy żółtej farby na jego twarz. Ale jest to takie maleństwo, więc trudno się dziwić. Pewnie pomalowanie tego było najtrudniejszym fragmentem.
Włosy Marika są strasznie szpiczaste. Można się nimi pociąć, więc kiedy zmieniam mu twarzyczke, boli mnie to cholernie. ;-; Ale rekompensuje mi to jego kaloryfer... Naprawdę, kiedy przejedzie się palcem po brzuchu Marika, czuć jego mięśnie. *^*
A co mnie zadziwiło? Zamątowanie kolczyków.
Myślałam, że będą one utwierdzone przy twarzach Marika, ale okazuje się, że są one po protsu przyczepione do włosów. Może to i lepiej. Nie muszę się obawiać, że zrobię coś, a one odlecą... A propo odlatywania... Yami ma jedną jedyną, bardzo denerwującą wade. Jego Duel Disk... Zabijcie mnie za to, ale to jest po prostu do dupy. Nie wiem z czego to zrobili, ale tylko go dotknęłam, a on się rozpadł. Był połączony z wymienną ręką Marika, a tym czasem rozpadł się na części pierwsze. Dlatego nie ma też z nim zdjęć... Muszę kupić kropelkę i to skleić... Ale to na szczęście jego jedyna wada.
Podstawka? Nie wiem, czy jest tu o czym pisać. Jest na stałe, śrubami, przymocowana do nóg Yamiego.
Wygląda po prostu jak wielka skała...





A co do bryloczka? Jest to po prostu większa wersja Milenijnego Przedmiotu, jaki ma Marik. Chociaż obiło mi się o uszy, że ci, którzy zamawiali figurkę w drugim terminie, nie są posiadaczami bryloczka... Więc mogę czuć się zaszczycona, że posiadam własną Różdżkę. C: I tak też się czuję. Boję się jedynie, że gdy przyczepię ją do kluczy lub telefonu oderwie się albo zniszczy. Farba odejdzie, czy coś w ten deseń. Dlatego wisi chwilowo na tablicy korkowej.


Wybrałam się zrobić sesyjkę Marikowi i pokazać mu malownicze okolice Kielc oraz zaznajomić go z naszym klimatem, więc, gdy na dworze było odczuwalne -32 stopnie, ja robiłam zdjęcia.
Jak wyszło?


No cześć Bejbasku

 Marikowi ogołem podobają się Kielce i jest bardzo zadowolony z zamieszkania w nich... Musi się tylko przyzwyczaić do pogody, no ale... TAKI MAMY KLIMAT.
Marik miał również seksi sesyjke u Ishy~! :3




NEKO NEKO MARIK~! MIAU.
I'm sexy and I know it, yeeee~
No i tak się sprawy mają z Marikiem. Postaram się jakoś naprawić mu sprzęcior do kart i razem zagramy w pokera. Mam nadzieję, że bardziej się już nie rozleci... No ale, jest cudowny. Radocha z niego jest ogromniasta. Teraz czekam tylko na normalnego Marika oraz Yami Bakurę. C:




I serdecznie dziękuję tym sopelką na zdjęciu obok, że wyszli ze mną na ten mróz robić zdjęcia Marikowi. Janosik & Krys, specjalne podziękowania. <3 C:

niedziela, 19 stycznia 2014

The Jelly Bean Factory~!





Tak jak mówiłam, tak też robię... Więc zaczyna się zabawa z fasolkami od The Jelly Bean Factory. Nabyłam je w empiku, po nawet znośnej cenie. 75g tych fasoleczek za 7 złoty wydaje mi się nie być oszałamiającą ceną. Przyniosłam je do domu, leżały i leżały... Aż w końcu z tatą odpakowaliśmy je i zrobiliśmy wspólny test~!



Od początku, jak to w ogóle wygląda.
                                                                                                                                                                         Pudełeczko jest schludne i nie wyolbrzymione. Rzucałam nim, kilka razy upadło, latało troche po moim biurku... Ale żyje i ma sie dobrze, więc jest wytrzymałe i nie ma co się obawiać, że coś się może z nim stać złego, jeśli wrzucimy je do plecaka lub torebki.


A co nasz czeka na odwrocie pudełeczka?
                                                                                                                                                                Mamy skład w kilku językach, o dziwo znajduje się również w języku polskim. Zdziwiło mnie to trochę, ponieważ nie myślałam, że go tu znajdę. A tu prosze. ;3 Mam również paletę 36 różnych smaków fasolek. A żeby było widać lepiej...

Tadaaa~! Więc znajduje się tutaj... Wszystko. Zacząwszy od smaków różnych owoców, poprzez napoje, a kończąc na słodyczach. Słodycze o smaku innych słodyczy? Słodyczcepcja?
Niby tak to ma wyglądać...

Od lewej: cynamon, toffi, cola.
Od lewej: banan, cytryna, pinacolada.
Więc... Zaczynajmy! Otworzyłam pudełeczko, wysypałam wszystko... I zaczeliśmy wraz z tatą próbować fasolek. To wydaje się łatwe do rozpoznania która to która, więc... NIE. Za cholere nie idzie odróżnić fasolek. Niektóre tylko z nich mają jeden uniwersalny kolorek                                                        dla siebie. Reszta? Wygląda identyko.
Od lewej: wata cukrowa, guma balonowa, truskawka.
I weź tu żyj i zgaduj co właśnie jesz... Ale na tym polega zabawa, nie? Więc jak już przy smakach jesteśmy... Pozwolę sobie dać kilka dobrych smaczków i takich, które lepiej oddać osobom nienawidzonym przez nas... Zaczynajmy~!
Do dobrych smaczków fasolek należą według mnie kokos, mango, karmelowy popcorn, mięta, gruszka i pinacolada. Wszystkie smakują cudownie. Reszta oczywiście również, ale te... No cudo. Kiedy wziełam miętową fasolkę do ust i ją przegryzłam... Poczułam orzeźwienie po całej linii. Pinacolada... Smakuje jak doskonały, soczysty ananas, a kokos... Może mam odlot na punkcie kokosów, ale naprawdę są dobre!
Pinacolada
Mięta... Niestety była tylko jedna. ;-;


Dałam później te smaki do wypróbowania mamie... Nie narzekała, a nawet powiedziała, że są dobre i jadalne... Więc to coś jednak znaczy! Tata również potwierdzał. C:



To jak zjedliśmy te dobre... To pozostają nam niestety te niedobre. Ale to już chyba tylko od gustu zależy. Tak więc... Nie polecałabym granatu i maliny... Mimo tego, że normalnie smakowałyby dobrze, tutaj smakują jak leki, niedobre leki. Ten płyn, o smaku gliny, kiedy musisz pić go, gdy masz grypę żołądkową... To właśnie ten smak. Jabłko. Tutaj... Nie spodziewałam się, ale najpierw smakował cudownie. Takie zielone jabłko... Później jak trawa. Late cafe? Czułam, jakbym przegryzała ziarenko kawy, ale z kolei moim rodzicom smakowało. Wszystko zależy od gustu. Lukrecja, lukrecją, ale była nawet znośna. No i przyszedł czas na najgorsze...


CYNAMON...
Wygląda niewinnie. Przypomina trochę colę, albo cafe late... I tak też myślałam na początku. Zestawiłam go sobie z dwoma innymi fasolkami, myśląc, że właśnie znowu zjem niedobrą kawę. NIE. Przegryzłam fasolkę... I poczułam, jak coś wypala mi kubeczki smakowe. Nie wiem, czy tak właśnie smakuje normalny cynamon, ale to smakowało raczej jak ostra papryczka. Więc jeśli chcesz kogoś zabić... To właśnie tym! 
Fasolki nie mają jakiś swoich zapachów, więc wykrycie, która to która jest jeszcze trudniejsze, ale gdy natrafisz na jakiś dobry smak, a później zgadujesz co to jest za smak... No dobra zabawa. Swoją drogą widziałam gdzieś fasolki, w których mamy dwie fasolki o tych samych kolorach, z czego jedna smakuje jak cola, a druga jak karma psa... Przykładowo. Jak je dorwę... To spodziewajcie się wesołej gry. :3
 W każdym razie... Polecam. Jeśli tylko znajdziecie gdzieś takie pudełeczko po rozsądnej cenie to bierzcie~! Dobre, a i zabawy nawet wam da.

A co będzie dalej?
                                                                                                             SOON

wtorek, 14 stycznia 2014

Nerdowo: Far Cry 3

Witam! Więc... Ostatnio mówiłam coś o recenzji gry... Postanowiłam spełnić tą obietnicę i tym sposobem...


Witamy w Far Cry'u 3!
Jak się zaczęło? Gdzieś w telewizji widziałam trailera gry. Nie powiem, postać z pistoletem, która kogoś zakopała i pyta się wprost do kamery: "Czy mówiłem ci już definicję szaleństwa?", bardzo mnie zaintrygowała. Później, będąc w sklepie, zauważyłam w półeczce mase Far Cry'a... I wzięłam go. I tak zaczęła się przygoda.~

Z czym to się w ogóle je? Jest to strzelanka z widokiem FFP wyprodukowana przez Ubisoft Studios. Akcja rozgrywa się na wyspie, na którą główny bohater wraz ze swoimi przyjaciółmi przyjeżdżają, by urządzić sobie wakacje. Z początku wszystko jest cudownie, cacy... Ale... Coś musi się dziać skoro to strzelanka, nie?

No i tym sposobem przyjeciele naszego głównego bohatera znajdują się w rękach wyspowej mafii. Już na początku ginie nasz braciszek, więc akcja jest, że tak powiem... Niezła. Jason (nasz bohater) zostaje odnaleziony przez grupkę tubylców, którzy już do końca gry będą nam pomagać.
Ale co z mapą Wotson? Co się dzieję, co mam robić?
Tak więc... Mapa wygląda tak:

Mamy na niej ukazane wszelkie punkty obserwacyjne, skrzyneczki ze skarbami, punkty do odbicia, zwierzynę występującą na danym terenie oraz co ważniejsze miejsca. A jak się poruszać? Na wszelkie sposoby. Pieszo, podwózką, samochodem, paralotnią, skuterem wodnym. Do wyboru do koloru.~
Punkty obserwacyjne... Są to wieeeeelgaśne wieże, na które trzeba się wdrapać i pociągnąć za dźwignię, by ją uruchamić. Tym samym sposobem odkrywamy pobliskie tereny na mapie.
A co do punktów do odbicia? Są to bazy, które ludzie Vaasa, czyli naszego głównego wroga, przejeli, a naszym zadaniem jest je odbić. W początkowych bazach jest kilku ludzi, około 4. A później? No cóż... Trafiłam i na jakoś 15. A teraz pytanie, jak to zrobić? Na środku jest wieża alarmująca, więc naszym priorytetem jest ją rozwalić, bądź wyłączyć, a później jazda. Zazwyczaj mają gdzieś w klatce tygrysy, niedźwiedzie, pantery... Po co? Chyba tylko po to, żeby je wypuścić, i żeby zabiły nam wszystkich przeciwników i odbiły punkt... Taaak... Jakoś tak to powinno wyglądać. Serio... Tygrysy mogą załatwić za nas wszystko.
A jak już przy zwierzynie jestem... To jest masa zwierząt. Zaczynając po dziki, świnie, psy, a kończąc na tygrysach, niedźwiedziach i rekinach. Warto wspomnieć, że są też zasadzki... Widać to w pierwszej misji, gdzie musimy zabić dziki i zdobyć kilka rodzajów kwiatów. Jeden z kwiatów znajduje się pod wodą, więc musimy do niego popłynąć. Już za pierwszym razem wpadłam w aligatora. Dostałam zawału serca i od tamtej pory boję się pływać w FC. No ale... Musimy zabijać zwierzaczki, chcąc nie chcąc, by zdobyć ich skóry, z których później robimy sobie dodatkowy magazynek na amunicję, większy portfel, etc.
Broń? Jest dość... Uboga. Mamy kilka karabinków, z trzy snajperki, wyrzutnię rakiet, podstawowe pistolety i łuki... Jak dla mnie to trochę za mało. Ale z drugiej strony, czego się spodziewać po wyspie zamieszkanej przez plemiona i dilerów? Chociaż zarobiłam na swoją snajperkę i cieszyłam jape. C: Więc... To tyle o broni... A skoro broń to i muszą być obrażenia. Jak się leczyć? Mamy kilka opcji, a mianowicie: robić sobie mikstury ze znalezionych rośllin, używać bandaży albo... Po prostu ciskać 'Q', kiedy tylko jesteśmy ranni, a Jason wyciągnie sobie kule z ręki lub nastawi palec. Animacje do tego są dość biedne...

Fabuła? Całkiem niezła... Zaczynamy od poznania całego życia na wyspie. Później dostajemy zadania, by dostać się do medyka, który jest po drugiej stronie wysypy. Podróż jest męcząca, mijamy mase posterunków, ludzi Vaasa, a tygrysy kochają nas zaczepiać. W następnych fazach gry, musimy odbić naszych przyjaciół, jak to przewiduje fabuła. Jedną z moich chyba ulubionych misji, jest odbicie naszego koleżki, który jest aż zbyt wyluzowany... Dostałąm super-hiper snajperkę i musiałam z ukrycia zabić gdzieś z 20 ludzi Vaasa, którzy chcieli oddać mojego kumpla na czarny rynek. Strzelam, staram się... A co mój ukochany przyjaciel? Lata sobie gdzieś po mapie, a co mu tam. Ale po kilku próbach go odbiłam.
Przeciwnicy... Z początku wydają się nam cholernie trudni do pokonania. W późniejszych fazach gry... Są głupi. Ale nie działa tu na szczęście taktyka ze Skyrima, gdzie gościu dostaje strzała w twarz i myśli, że to tylko wiaterek. Tutaj od razu nas wyczajają i próbują zabić. ale kiedy rozbudujemy sobie umiejętność skaradania... Możemy iść za nimi w kuckach przez kilometry, a oni i tak nas nie zauważą.
Co do skilli... Mamy trzy warianty. Rekin, czapla i pająk. Każda odpowiada za coś innego: zdrowie, skradanie się i zabójstwa. Za każdą rozwiniętą umiejętność na naszej ręce pojawia się tatuaż. Wygląda to meeega na ręce Jasona.
To teraz postacie~!

Vaas. Była to moja ukochana postać. Co z tego, że zabił brata Jasona, uwięził jego przyjaciół... Bym popapranym szaleńcem. A takich ludzi sobie cenimy i najbardziej zapadają nam w pamięć. Pierwsza scena, w której go widzimy... Jesteśmy związani, a on opowiada nam wszystko. Zaczarowałam się. Potem cały czas czekałam na niego. Jest ciekawą postacią... Baaaardzo ciekawą. Okazuje się, że za wszystkim nie stoi sam Vaas, że ktoś jest wyżej i to on go zgorszył, a mówi nam to sama siostra dilera, która wspólpracuje z nami. Od niej też dostajemy misję, by zdobyć coś ważnego dla niej, a żeby to zdobyć... Musimy niestety zabić Vaasa. Wiedziałam, że tak będzie, ale wciąż boli... Chociaż...
 Dla tego momentu mogłam...

Citra. Dość... Intrygująca postać. To siostra Vaasa, która jest czymś w rodzaju przewodnika całego plemiona wyspy. Poznajemy ją gdzieś w środku gry, gdy dostajemy misję, by udać się do świątyni. Jest specyficzna. Najpierw chce nas zabić, a później kocha się z Jasonem... Nie wiem co mam o tym myśleć. No i oczywiście ma chyba najlepsze dragi na całej wyspie. Kiedy tylko coś od niej dostajemy popadamy w taki odpał, że nie jeden diler byłby zazdrosny o taki towar.

Dennis. Naprawdę pocieszna postać. Już na początku oferuje nam swoją pomoc... I ratuje nam życie. Pochodzi z wioski, która znajduje się na środku wyspy. Cały czas mamy z nim kontakt i kieruje nas, gdzie pójść, co zrobić i po co. Jest bardzo pomocny w poszukiwaniu porwanych przyjaciół Jasona.


To tyle z tych ważniejszych postaci, bo mogłabym się nad tym rozwodzić całą notkę... o.o To co teraz? Grafika~! Nie mam chyba do niej żadnych zastrzeżeń. Podczas mojej gry nie wystąpił ani jeden bug, który mógłby denerwować mnie podczas gry, a grafikę jednak cenię sobie dość bardzo... Takie zboczenie jakieś. Jakość filmików, pokazanie dżungli, zwierzyna, następstwo dnia i nocy... Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mogłabym się tylko doczepić do animacji uzdrawiania, która robi się po jakimś czasie nudząca.
Muzyka w FC jest przepełniona dubstepem. Kiedy dostajemy misję, żeby spalić pola marihuaniny należące do dilera, można to dobrze zobaczyć. Ale nie brakuje również muzyki, która odzwierciedlałaby sytuację w jakiej się znajdujemy oraz to, że jesteśmy w środku dżungli. Można się zatem naprawdę wczuć w grę i w postać Jasona.

Ekhem... Więc jak mi się podobała gra? Oceniam ją na 4+. C: Fabuła spójna, wszystko w należytym porządku, chociaż końcówka nie miała zbytnio sensu. NO SPOILERS. Czy zagram w nią raz jeszcze? Cóż... Pewnie tak. Jest milutką strzelanką, a nie chamską nawalanką, w której jeśli nie masz najlepszej broni w grze to nic nie zrobisz. Także, jeśli lubi sie tego typu gry to odsyłam do zakupy lub ściągnięcia. :3

W następnej notce może napiszę coś o fasolkach od The Jelly Bean, gdyż ostatnimi czasy je dopadłam. Albo może recenzja... W każdym razie trzymajcie kciuki!

niedziela, 5 stycznia 2014

Statuetka 1/8 Lelouch Lamperouge ver. Zero od MegaHouse

Cześć i czołem~! Jak tam się macie w Nowym Roku? C: Ja postanowiłam zabrać się za jakąś grubszą recenzje. Zainspirowana też komentarzem Agunesu... No ale... Przejdźmy do rzeczy.


Lelouch, miłości moja. Przybył do mnie w listopadzie. Złapałam go na Tsuki. Kiedy zobaczyłam, że go sprzedają, jedyną myślą było: "Kurde! Muszę go mieć!". I tak zaczęło się zbieranie pieniążków... Aż teraz dumnie stoi na mojej półeczce i spogląda na mnie. C: 














Lelouch Lamperouge to siedemnastoletni, brytyjski uczeń, którego szkoła znajduje się w Japonii. Jest to pewnego rodzaju utrudnienie, ponieważ na świecie panuje wojna, a Anglia planuje podbić cały świat. Lulu ma siostrę i paczkę dobrych znajomych. Jego życie obraca się o 180°, kiedy podczas jednego z ataków na ludność Japonii spotyka tajemniczą kobietę, która obdarowywuje go mocą królów. W jego głowie rodzi się plan pokonania króla Wielkiej Brytanii za pomocą Japończyków i tajemniczej mocy - Geass. Nie chce zostać rozpoznany, więc zleca uszycie stroju i zrobienia maski starszemu mężczyźnie. Podczas walki obiecuje grupce rebeliantów, że pomoże im w obaleniu Wielkiej Brytanii. A przedstawił im się jako... Zero. 
Mogę tak godzinami... Ale przejdźmy do sedna, do figurki.


Lulu posiada dwie twarzyczki (jedna z Geass, druga bez), maskę, która może być również nałożona, miecz, w sumie cztery łapki, pelerynę i podstawkę. Ma też własne pudełeczko~!

Pusi się bardzo podoba.
 Poza tym, że jest cudowny i nie mogę się nim nacieszyć... Ma niestety swoje wady. Posiada dość brzydkie rysy na pelerynce i odbarwienia. Słyszałam, że wszystkie figurki Zero posiadały jakieś wady fabryczne,
 a mój zdołał się jakoś uchronić, chociaż i tak posiada kilka "blizn wojennych".
Ma też odprysk na wewnętrznej stronie peleryny... Ale takiego go już dostałam, wiedząc o tej wadzie. Kolejna sprawa to kolnierzyk. Nie wiem, czy tak było od początku, czy to przez pelerynkę... Ale ma czerwone odbarwienia. Kiedy tylko zdejmuję mu płaszcz, muszę je ścierać w dość mało higieniczny sposób... Ale nawet skuteczny. Chociaż i tak odbarwienia zostają.
 Malowanie... Tutaj trudno się przyczepić. Tak, posiada kilka wad, ale nie są aż tak widoczne. Złota i fioletowa farba gdzie niegdzie się wylewa... 

Lecz to wszystko nie przeszkadza mu wyglądać dostojnie, więc przejdziemy do zalet. Jest idealnie wyważony. Nie muszę go stawiać na podstawce, spokojnie stoi sam, ale ze względów na jego bezpieczeństwo... Rozumiecie sami. ;-; Boję się o swojego męża... Podstawka jest... Ciekawa. Nie jest zwykła, a i oko można na niej zawiesić. Co jeszcze? Zaraz pokażę.


Wczoraj wybrałam się na wycieczkę po Kielcach z Lelouchem przez świat. Chodziłam chyba przez całe miasto w poszukiwaniu dogodnych miejsc na piknik z Lalusiem. I oto jestem! Park, Kadzielnia...












Słit focia?































Odwiedziliśmy też galerkę!




MAJESTATYCZNY
<3

Ishy Photography XD












No i tak właśnie wygląda Laluś. Mimo tych kilku dość widocznych wad... Kocham go. *zero fangirl'zmu* I w ogóle i w ogóle. Moim planem jest zebranie więcej figurek Leloucha do swojej kolekcji. Mam nadzieję, że w tym roku dopadnę Lulu Imperatora. Spełnie moje wszelkie marzenia. I oto moje postanowienie noworoczne. ;3
Co teraz? Tak na koniec podrzucę coś cudownego... 



I to tyle. Żegnam się wraz z Lelouchem serdecznie. Chciałam teraz dać recenzje jakieś gry... Więc trzymajcie za mnie kciuki! C: